Kristina i Irina: 5 dni w drodze, nieprędko uda się wrócić
5 dni w podróży, prawie bez snu, jazda polnymi drogami, a na granicy rozstanie z mężami – tak wyglądała droga do Polski Iriny i Kristiny z miasta Kropywnycki na Zaporożu. W Katowicach znalazły nocleg, wkrótce ruszają dalej.
W Kropywnyckim Irina prowadziła pasmanterię, a Kristina jest dekoratorką. Dwie zaprzyjaźnione rodziny zdecydowały się na wyjazd od razu po wybuchu wojny, wyruszyli dwoma samochodami. „Nie wahałam się, przede wszystkim ze względu na dziecko” – mówi Irina. Jej 6-letnia córka Weronika wraz z 8-letnim synem Kristiny ogląda zabawki w sklepie w galerii handlowej w Katowicach. „Ona nie wie, co się stało, nie mówię jej” – mówi Irina i jej oczy wypełniają się łzami.
5-dniową podróż obie wspominają jako koszmar, spały w tym czasie zaledwie po kilkadziesiąt minut. „Nie da się przejechać przez miasta, bo są zaciemnione i co chwila są kontrole. Jechaliśmy więc bocznymi, polnymi, dziurawymi drogami, razem z nami wiele innych samochodów” – opowiada Kristina.
W nocy przejeżdżali koło budynku, w który trafił pocisk. „Potworny huk, dym, płomienie, a my jechaliśmy coraz szybciej i szybciej, żeby uciec. Dobrze, że to było w środku nocy i dzieci spały” – dodaje Irina.
Na granicy okazało się, że kobiety z dziećmi mogą wyjechać bez problemu, a mężczyźni muszą zostać. Dziewczyny z dziećmi wzięły więc jeden samochód i ruszyły do Polski, a ich mężowie zostali z drugim autem. Nie wiadomo, czy uda im się połączyć. W Katowicach znalazły nocleg w akademiku, potem przyszły na dworzec kupić i zarejestrować karty telefoniczne, żeby mieć dostęp do internetu. Potem pójdą do punktu informacyjno-doradczego.
„Z tego, co widzimy w internecie i co słyszymy od rodziny, to nie ma dobrych wiadomości” – przyznaje z bólem Kristina. „Chciałabym wrócić na Ukrainę, ale wątpię, żeby to się udało szybko. Nawet jeśli wojna się skończy, to nie będzie tam bezpiecznie, nie będą działać szkoły” – dodaje. W Polsce mają krewnych – w Szczecinie mieszka siostra Kristiny, a w Bydgoszczy brat Iriny. „Pojedziemy do nich. Co dalej – nie wiadomo” – mówią kobiety. (PAP)
Autorka: Anna Gumułka
lun/ mhr/